Ahmet
namówił mnie bym zamówił taksówkę i zostawił bagaże u jego
znajomego Amina. Tam bowiem, a nie u niego będę zatem spać. Nie
miałem nic przeciwko zmianom, tylko szkoda, że dowiedziałem się
na ostatnią chwilę. Amin, który miał mnie gościć zamiast Ahmeta
(bo ten miał już innych gości w domu) pojawił się w międzyczasie
w knajpce. Miły chłopaczek, przypominający bardziej Włocha niż
Araba. Choć jak niemal co drugi Marokaniec chodził w podrabianej
skórze. Pojechaliśmy zatem taksówką za którą zapłaciłem do
jego mieszkania. Kierowca nie zdążył wyłączyć silnika, a Amin
już kazał mu wracać z powrotem do knajpy Ahmeta. Jaki był sens
jechać do mieszkania i rzucić bagaże i po pół minucie się
ulotnić? Zrozumiałem, gdy zapłaciłem za kurs powrotny do knajpy
Ahmeta, a taryfiarz okazał się znajomym ich wszystkich. No przecież
on też musiał na turystach zarobić.
Gdy
wrociłem, okazało się, że pojawiło się kilku nowych gości:
Francuz z dziewczyną. Szybko wyszło na jaw, że tak naprawdę są z
Ukrainy (on) i z Rosji (ona). Pogadaliśmy nieco, stolik się ożywił,
a ja zapomniałem o zmęczeniu, gdyż dyskusja okazała się ciekawa.
Gdy
na zegarze było już lekko po północy, przyszło nam do zebrania
się. Polubiłem tę parkę z Francji, więc wziąłem od nich
marokański numer telefonu. Wszyscy podeszliśmy do elegancko
ubranego kelnera. Gdy z portfelem w ręku zapytałem go ile trzeba
zapłacić on zaczął liczyć na kalkulatorze, podrapał się po
głowie, a potem pokazał mi wyświetlacz, który mówił:
230.
- 230 dirhamów? - oburzyłem się.
- Tak, panie 230. - odpowiedział spokojnie kelner.
Oburzyłem
się jeszcze bardziej, ale Ukrainiec zaczął mnie odciągać i
zapewniać, że shisha w Maroko jest droga, bo nielegalna i przez to
płaci się sporo. Dodał, że on już tu bywał przez ostatnie
wieczory i zawsze płacił co najmniej tyle albo i dwa razy więcej.
Zasępiłem się i uregulowałem rachunek dodając przy tym w stronę
kelnera, że nawet w Stambule tyle bym nie zapłacił. Po
przepłaceniu za shishę moja sympatia do Ahmeta nieco zmalała, ale
może mój nowy znajomy zza Buga miał rację i faktycznie palenie
fajki wodnej w Maroko to droga rozrywka.
Tyle
z wieczoru. Wsiedliśmy do taksówek i pojechaliśmy.
Dzień
2
Mieszkanie Amina było
obskurne i mówię to jako osoba, która różne meliny w życiu
widziała. Właściwie to bardziej obskurny nie był nawet najgroszy
hotelowy pokój w jakim byłem w Agrze w Indiach. Na podłodze walały
się śmieci i resztki jedzenia. Większość część zabierały
niezdarnie ułożone materace ze starymi kocami. Pokój miał może
cztery na cztery metry, ale spało tu jakieś 5 osób. Nie narzekałem
na warunki, bo zawsze bierze się co los da. Wyglądało na to, że
Amin i jego koledzy po prostu żyją w takich warunkach. Dopiero
teraz gdy do pokoju wpadło nieco światła z korytarza (okna bowiem
nie było), wszystko to wyszło na jaw.
Czytaj co działo się dalej...
Czytaj co działo się dalej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz