środa, 19 sierpnia 2015

Niby spoko, czyli jak mnie oszukali w Maroko - część 2


Ahmet namówił mnie bym zamówił taksówkę i zostawił bagaże u jego znajomego Amina. Tam bowiem, a nie u niego będę zatem spać. Nie miałem nic przeciwko zmianom, tylko szkoda, że dowiedziałem się na ostatnią chwilę. Amin, który miał mnie gościć zamiast Ahmeta (bo ten miał już innych gości w domu) pojawił się w międzyczasie w knajpce. Miły chłopaczek, przypominający bardziej Włocha niż Araba. Choć jak niemal co drugi Marokaniec chodził w podrabianej skórze. Pojechaliśmy zatem taksówką za którą zapłaciłem do jego mieszkania. Kierowca nie zdążył wyłączyć silnika, a Amin już kazał mu wracać z powrotem do knajpy Ahmeta. Jaki był sens jechać do mieszkania i rzucić bagaże i po pół minucie się ulotnić? Zrozumiałem, gdy zapłaciłem za kurs powrotny do knajpy Ahmeta, a taryfiarz okazał się znajomym ich wszystkich. No przecież on też musiał na turystach zarobić.

Gdy wrociłem, okazało się, że pojawiło się kilku nowych gości: Francuz z dziewczyną. Szybko wyszło na jaw, że tak naprawdę są z Ukrainy (on) i z Rosji (ona). Pogadaliśmy nieco, stolik się ożywił, a ja zapomniałem o zmęczeniu, gdyż dyskusja okazała się ciekawa.

Gdy na zegarze było już lekko po północy, przyszło nam do zebrania się. Polubiłem tę parkę z Francji, więc wziąłem od nich marokański numer telefonu. Wszyscy podeszliśmy do elegancko ubranego kelnera. Gdy z portfelem w ręku zapytałem go ile trzeba zapłacić on zaczął liczyć na kalkulatorze, podrapał się po głowie, a potem pokazał mi wyświetlacz, który mówił:
230.

  • 230 dirhamów? - oburzyłem się.
  • Tak, panie 230. - odpowiedział spokojnie kelner.
Oburzyłem się jeszcze bardziej, ale Ukrainiec zaczął mnie odciągać i zapewniać, że shisha w Maroko jest droga, bo nielegalna i przez to płaci się sporo. Dodał, że on już tu bywał przez ostatnie wieczory i zawsze płacił co najmniej tyle albo i dwa razy więcej. Zasępiłem się i uregulowałem rachunek dodając przy tym w stronę kelnera, że nawet w Stambule tyle bym nie zapłacił. Po przepłaceniu za shishę moja sympatia do Ahmeta nieco zmalała, ale może mój nowy znajomy zza Buga miał rację i faktycznie palenie fajki wodnej w Maroko to droga rozrywka.

Tyle z wieczoru. Wsiedliśmy do taksówek i pojechaliśmy.

Dzień 2

Mieszkanie Amina było obskurne i mówię to jako osoba, która różne meliny w życiu widziała. Właściwie to bardziej obskurny nie był nawet najgroszy hotelowy pokój w jakim byłem w Agrze w Indiach. Na podłodze walały się śmieci i resztki jedzenia. Większość część zabierały niezdarnie ułożone materace ze starymi kocami. Pokój miał może cztery na cztery metry, ale spało tu jakieś 5 osób. Nie narzekałem na warunki, bo zawsze bierze się co los da. Wyglądało na to, że Amin i jego koledzy po prostu żyją w takich warunkach. Dopiero teraz gdy do pokoju wpadło nieco światła z korytarza (okna bowiem nie było), wszystko to wyszło na jaw.

Czytaj co działo się dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz