Ten
mały, mediolański hostel przypadł mi do gustu nie tylko dzięki
relatywnie niskiej cenie. Mało było ludzi, ale klimacik
backpackerski był. Po tym wyczekiwaniu na szwajcarskich drogach,
moje piętrowe łóżko, ciepła herbata i gorący prysznic wprawiły
mnie w błogi nastrój. Azjatycko wyglądająca recepcjonistka
okazała się Filipinką. Mieliśmy mnóstwo tematów do rozmowy i
nawet zgodziła się ze mną, że filipińskie jedzenie nie jest za
specjalnie dobre. Przegadaliśmy tak z pół godziny. Już miałem
uderzać z jakąś grubszą propozycją, ale okazało się, że jej
zmiana się kończy za 15 minut. Ja na wyskakiwanie gdzie indziej nie
miałem już naprawdę siły, więc jedynie wziąłem od niej maila i
tyle. W nocy w hostelowym pokoju zapanował straszny zapach i przez
chwilę myślałem, że to moje przepocone ciuchy. Jak się jednak
okazało, jeden z dzielących „mój” pokój był bezdomnym.
Podzieliłem się z nim bułkami przy śniadaniu.
W Genowie zapomniałem, że w Europie panuje zima. |
Do
Genowy zawiózł mnie niejaki Giovanni, którego namierzyłem przez
ogłoszenie na blablacar. Umówiłem sie z nim w amerykanskim stylu,
to jest na rogu ulicy Carlo Goldoni i Ciro Menotti. Pojawił sie
punktualnie i miał nieco niewłoskie rysy twarzy. Szybko wyszło na
jam, że jego ojciec jest Wietnamczykiem. Giovanni przypominał w
zasadzie bardziej mieszkańców filipińskich wysp niż jakiegoś
italiano.
Za 2 miesiące miał lecieć do Polski na wymianę, więc miał
mnóstwo pytań. Podróż upłynęła błyskawicznie.
Hostel
z Genowy był jednym słowem fantastyczny, a samo miasto ze względu
na pogodę i miłą dla oka zabudowę wprawiło mnie w wyśmienity
nastrój. Nie ma nic lepszego niż piwo w wiosennej aurze na schodach
jakiejś klasycznej budowli. Hostelik miał wielkie dormitoria na 16
łóżek i były one tak przestronne, że każdy miał sporo własnej
przestrzeni. Wyrzuciłem swoje wszystkie klamoty z plecaka na ziemię
i zrobiłem małą reorganizację. W moim pokoju stacjonował jedynie
niejaki Sergio – Włoch słabo mówiący po angielsku. Jakoś na
migi umówiliśmy się, że może wyskoczymy na piwo.
W
okolicach portu spotkałem kilku znudzonych facetów siedzących przy
kawie w niedrogiej knajpce. Za kasą stała biuściasta blondynka,
jak się później okazało Ukrainka. Na jej białej bluzce widniała
etykietka z napisem: ~ Sonia ~. Faceci przed knajpą okazali się
Turkami. Zaprosili mnie na kawę. Pogadaliśmy nieco w ich języku i
pokazali mi na mapię co warto w okolicy zobaczyć. Genowa urzekła
mnie swym spokojem, bo nie sądziłem nawet, że na północy Włoch
są też takie leniwsze miejsca. Zawsze Norda Italia kojarzyła mi
się głównie z Alpami i drogim Mediolanem oraz z szybkim stylem
zycia, a na pewno szybszym niż ten w Neapolu.
To również dobre miejsce na nocleg. |
Pobujaliśmy
się z Sergio po mieście, ale jego głównie interesowały kościoły,
jako że studiował sztukę. Połaziliśmy trochę, ale w kolejne dwa
dni łaziłem już sam. W hostelu w międzyczasie pojawiła się
Francuzka, Meksykanka, banda Angoli i dziewczyna z Nowej Zelandii.
Już mi się zaczęło podobać, ale zabukowałem bilet autobusowy do
Marsylii, więc jedyne co mi zostało to mała impreza.
W
Marsylii praktycznie od razu próbowąłem się dostać na lotnisko.
Na zewnątrz było już ciemno, więc wbiłej się na dworzec
kolejowy. Odstałem swoje w kolejce i już zaczął mi ciążyć
plecak mimo że pół dnia spędziłem na siedząco w autokarze.
Okazało się, że pociąg na lotnisko jakiś jest, ale trzeba się
przesiadać po kilka razy, a w dodatku jest droższy od autobusu,
który jeździ co 20 minut sprzed dworca.
Na
lotnisku chodziła leniwa para ochroniarzy. Zmieniłem bowiem
terminal na inny, gdzie w ogóle nie było ludzi. Najpierw mnie to
ucieszyło, bo przecież jest to większa wygoda, ale jak się dłużej
zastanowiłem to jednak zacząłem się martwić. Samemu w całym
ogromnym budynku być też nie dobrze... Ochrona zapytała mnie na
jaki lot czekam (patrząc na mój dmuchany materac). Ku mojemu
zdziwieniu z optymizmem przyjęli moją opcję kimania blisko
automatu z coca-colą.
Nazajutrz
jakoś wcześnie rano obudziłem się i pobiegłem szybko do kibla
zostawiając całe swoje legowisko. Wziąłem ze sobą tylko
pieniądze i dokumenty. Okazało się, że nawet nikt nie zdążył
przejść. Wróciłem spać, ale około 7 nad ranem hałas na
lotnisku stał się nie do zniesienia. Spakowałem więc materac,
śpiwór i cały plecak i poszedłem umyć się toalecie. Przebrałem
koszulkę, umyłem ząbki i udałem się na zewnątrz, aby zmienić
budynek terminalu. Lot bowiem obsługiwał Ryanair.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz