poniedziałek, 16 grudnia 2013

Wizyta w Radiu PiK

W związku z tym, że robię porządek na swoim dysku znalazłem coś ciekawego. Wizyta w radiu zaowocowała ciekawą rozmową z redaktorem Tomaszem Kaźmierskim. Audycję "Na Szlaku" polecam każdemu amatorowi lokalnych i dalszych podróży! Link do odsłuchania poniżej. Trochę przynudzałem, ale parę rodzynków, ciekawostek jest!



czwartek, 5 grudnia 2013

MISJA TUŁACZ: chwila spokoju u babci (Różanystok, Polska)

Babcia dzwoni.
Jak pisałem w ostatnim poście, udało mi się umówić z Agnieszką, która podwiozła mnie z Rygi, do Różanegostoku, czyli jakieś 460 km. Nie mogłem lepiej trafić. Jechaliśmy po nocy, więc drogi były niemal puste. Jeden temat rozmowy zastępował drugi, jako że Agnieszka całkiem niedawno wróciła ze swojej kilkumiesięcznej podróży po Ameryce Południowej. Podczas jazdy dowiedziałem się od Niej sporo nowych rzeczy, zwłaszcza o Chile.

Do babci przyjechałem w nocy, a że lubię robić żarty, więc jej o tym wcześniej nie powiadomiłem. Niestety żart nieomal obrócił się przeciwko mi, gdy babcia nie chciała mi otworzyć drzwi. W końcu była pierwsza w nocy i mogłem być potencjalnym złodziejem. Tylko po co włamywacz miałby dzwonić?

W miejscowości babci mieszka może max z 200 osób. Dobre miejsce na odrobinę ukojenia po włóczeniu się. Żołądek na babcinej kuchni też wrócił do normy, po nieregularnym żywieniu.
To może 1/3 zapasów babci!




Mimo, że jak zwykle jestem w biegu, postanowiłem stanowczo, że zostanę z babcią jakieś kilka dni. W ostatnich latach nie miałem dla niej zbyt wiele czasu, a przecież nie wiadomo, kiedy babcia zejdzie z tego świata. Może widzę ją ostatni raz? W ogóle dziwi mnie, że tylko starsi ludzie mówią otwarcie o śmierci. Co jak co, ale tego akurat możemy być pewni. Zatem nie widzę tu żadnej kontrowersji. Tym bardziej, że właśnie z babcią rozmawiam o śmierci otwarcie.

Babcia, ma już 87 lat, ale trzyma się lepiej niż niejedna 60-latka. Ludzie ze wschodu są bez wątpienia silniejsi. Mimo bolącej nogi i szalejącego orkanu odprowadziła mnie na stację. Moja mała bohaterka.

Babcia odprowadza mnie na stację kolejową.


mapa podróży







niedziela, 1 grudnia 2013

MISJA TUŁACZ: U Samanty (Ryga, Łotwa)

Piszę już z małym opóźnieniem,co się działo dalej w Rydze. Właściwie nie planowałem tam zostać dłużej, niż dwa dni, ale już niejednokrotnie w podróży okazywało się, że plany sobie, a życie sobie.

Maxima
Po feralnej historii z pociągiem znalazłem się jednak w mieszkaniu mojej hostki Samanty. Zbiegi okoliczności bywają w moim życiu dosyć częste i akurat odwiedziłem ją w momencie, gdy obok jej bloku runęła hala Maxima. Nie wiem czy słyszeliście o tej sprawie, ale na całej Łotwie było o niej głośno. Jeden z lokalnych supermarketów zawalił się 24 listopada powodując śmierć 51 osób (a potem również 3 strażaków podczas akcji ratunkowej). Przyczyny tragedii nie są jeszcze znane, ale rozpatruje się trzy wariaty, wliczając w to wadliwy nadzór budowlany. Jednym ze skutków, po za kilkoma dniami żałoby, dymisją premiera, czy spadkiem cen okolicznych gruntów, był też niewątpliwie burzliwy dialog w mediach, który przypominał ten, po "naszej" zawalonej hali na Śląsku w 2006.

Miejsce tragedii.

W katastrofie zginęło wiele mieszkańców osiedla
Zolitude, którzy robili akurat zakupy po pracy.


Linda
Jako, że życie nie jest smutne, ale obfituje też w pozytywne akcenty. W Rydze ponownie spotkałem się z Lindą - swoją dawną koleżanką, z którą studiowałem na wymianie na Słowacji. Niestety nie mogła mnie gościć z powodu remontu swojego mieszkania i w ramach "przeprosin" zabrała mnie na sushi do niesamowicie dobrej knajpki.  Uparła się, że nadal w pewien sposób jestem jej gościem. Polecam zupę z ośmiornicy!

Pyszna zupka z ośmiornicy.

Gościnna Linda.

Riga Cool Times
Czas mojego pobytu w Rydze pokrył się z kampem Couch Surfingu, o nazwie Cool Riga Times. Nie jestem pewien, ale to już chyba trzecia edycja tej imprezy. Samych zainteresowanych było ponad 200 osób, ale nie mam pojęcia ile finalnie zleciało się do Rygi. Sam nie wiązałem z tym eventem za wiele emocji, zwłaszcza, że nie zapisałem się zawczasu na sauna party.

Samanta w kolejne dni, oprócz mnie, gościła też dwóch Belgów. Belgowie, trzeba przyznać mieli jaja. Przylecieli na ten ryski festiwal i... zorganizowali swoje własne, konkurencyjne spotkania w ramach niego. To się nazywa niderlandzka inwazja. Oprócz swoich planów podbojowych przywieźli też masę belgijskich czekoladek, holenderskiego sera i trufle, których smaku nigdy nie zapomnę. Weekend zaowocował paroma nocnymi wypadami na miasto i powrotami do domu nad ranem.

Na koniec kilka fotek oddających klimat tamtych dni. Spędziłem tam wiele naprawdę szczęśliwych chwil i nie przypuszczałem wcześniej, że Ryga będzie tak fascynująca. Wygląda na to, że nie liczy się gdzie jesteśmy, ale z kim jesteśmy.

Ryska ulica. No photoshop.

Panorama Rygi.

Samanta.

Panorama Rygi.

Samanta.


Lokalny street art.

Belg nr 1 - Steyn z koleżanką i ja forever alone.

Belg nr 2 - Patrick.


Finalnie opuściłem Łotwę z bardzo mieszanymi uczuciami, bo bardzo chciałem zostać, ale sprawy organizacyjno-rodzinne ciągnęły mnie na chwilę do Ojczyzny.

Jak opuściłem Rygę? Jak to zwykle bywa: głupi ma szczęście. Moja hostka Samanta pomogła mi znaleźć Polkę Agnieszkę, która akurat wracała do Warszawy. Nie mogłem lepiej trafić na podwózkę do kraju. Tym bardziej, że omijałem Litwę, za którą średnio przepadam.

O tym napiszę w następnym poście.